Opinia niepotwierdzona zakupem
Poproszę dziś was o nazwiska ulubionych autorów. U mnie niezmiennie jest to Maas, lecz wiele polskich jak i zagranicznych autorów cenię i darzę sympatią, są też tacy autorzy, których książki biorę w ciemno. Tak jest z książkami Jennifer L. Armentrout. Każdy nowy tytuł biorę w ciemno, ponieważ wiem, że czeka mnie całkiem nowa historia, która porwie mnie w swoje odmęty. Mam trochę do zarzucenia autorce, ponieważ większość jej książek jest pisana schematycznie. Jednak pisząc fantastykę, z bardzo rozbudowanym światem, trzeba czymś zachęcić czytelnika i zabiegi, jakie wprowadza Armentrout do swoich książek są powtarzalne, ale konieczne. Ten tom, czyli "Wojna dwóch królowych" to już czwarty tom i jak do tej pory mogę przyznać, że chyba najlepszy. Przemiana głównej bohaterki jest spektakularna, jednak za to jej partner stracił trochę swoją ikrę na rzecz ukochanej. Niech was nie zrazi obszerność tego tomu, ponad 700 stron wartkiej akcji, przemyślanych intryg i ognia między Poppy o Casem, czyli wszystko to, co lubię.
Nie chcąc za bardzo spoilerować, ponieważ autorka często kończy swoje książki, spektakularnymi cliffhangerami, powiem wam, że ogień, jaki zawrzał w Poppy, potrafi spalić cały świat. Jej podpora, ukochany, jej bratnie serce dostał się w ręce wroga, a ona dowiedziała się o sobie tyle niewiarygodnych rzeczy, że ciężko jej to wszystko przetrawić. U jej boku, na straży stoi jak zawsze Kieran, który stara się ją wyciągnąć z najgłębszej rozpaczy i wspiera ją na każdym kroku. Poppy również zyskała nowych sprzymierzeńców, którzy wydają się być nie tylko krwiożerczymi bestiami, ale i potrafią rozluźnić sytuację tak wprawnie, jak ja zagęścić. Historia opiera się na próbie odzyskania ukochanego i odkrycia wszystkich kart, które ma w rękawie największy wróg Poppy. Czy jej się to uda?
Znam już waszych ulubionych autorów to teraz czas na ulubione serie. Ile mają tomów, czy są to książki raczej ze standardową ilością stron, czy może lubujecie się jak ja w “grubaskach”. Tym razem Jennifer L. Armentrout zapewniła nam kawał dobrej lektury, od której nie mogłam się oderwać. Przez wiele zobowiązań i mało czasu na czytanie, trochę mi zeszło czasu na lekturę, tym bardziej że wydawnictwo zdecydowało się na mniejszy druk, by zmniejszyć ilość stron. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że czytałam ją nocami i oczy mocno dostały w “kość” takim nadwyrężeniem. Jak już jestem przy wydawnictwie, to muszę trochę pomarudzić. Jest jeden aspekt, który bardzo mi się nie spodobał, jednak rozumiem, czym była podyktowana decyzja. Przy wydawaniu tego tomu, czwartego już, główne wydawnictwo zdecydowało się zmienić imprint, w którym została wydana książka. Do tej pory seria zostawała wydana pod skrzydłami You And Ya, a “Wojna dwóch królowych” natomiast jest z logiem wydawnictwa Akurat. Bardzo razi ta zmiana po oczach, z chwilą gdy ustawiam wszystkie książki z serii grzbietami.
Rozumiem, czemu została tu zastosowana taka zmiana, sceny w książce są bardzo pikantne, a jedna z nich aż prosi się o wielkie 18+. Jednak autorka od samego początku nie kryła, że ta seria będzie pikantniejsza od innych serii spod jej pióra, więc początkowe oddanie tego tytułu pod skrzydła wydawnictwa, które ma w swojej nazwie YA (Young adult) wydaje się pierwszym potknięciem wydawnictwa.
Ponarzekałam trochę, więc krótko opiszę, co mi się podobało. Wartka akcja utrzymywała się praktycznie przez całą książkę, nawet jak wydawała mi się powoli zwalniać, to od razu coś się działo i znów przyśpieszała. Chemia między bohaterami, była tym, co lubię i pamiętam z poprzednich tomów, jednak nie podoba mi się zmiana Casa. Podsumowując, polecam, ale wydaje mi się, że raczej osobom, które są fanami twórczości autorki, bądź tym, którzy łatwo nie odpuszczają i chcą wiedzieć, jak kończy się dana historia, a w tym tomie naprawdę dużo zostało odkrytych kart. Dziękuję za książkę wydawnictwu Muza.