Opinia niepotwierdzona zakupem
„Wroga można pokonać tylko jego własną bronią.”
Są takie książki, po które sięgam bez namysłu, a są nimi powieści Pani Katarzyny Bondy, dlatego miałam na mojej półce znalazł się jej najnowszy kryminał pt. „Urodzony morderca”. To już dziewiąty tom serii z Hubertem Meyerem, a moje piąte z nim spotkanie. Jednak, jeżeli ktoś nie czytał wcześniejszych tomów, nie będzie miał problemu z odnalezieniem się w tej historii, gdyż niewiele jest nawiązania do przeszłych wydarzeń. Książka dotarła do mnie razem z dużym pudełkiem zapałek, więc od razu spodziewałam się, że będzie w niej dużo ognia – dosłownie i w przenośni.
W podwarszawskiej miejscowości Łomianki, nad brzegiem Wisły, w chaszczach zostaje znaleziony spalony Mercedes klasy G, a dokładniej AMG 63 zwany rolnikiem, a w nim częściowo strawione przez ogień ciało mężczyzny. Okazuje się, że ofiarą tej makabrycznej zbrodni jest portugalski biznesmen Rui Coelho de Souza, syn właściciela konsorcjum deweloperskiego ATRIUM – Michela Angelo de Souzy. Biznesmen był skłócony z niektórymi ludźmi ze światka przestępczego, ale też naraził się sporej gromadce mężów, gdyż Rui miał niesamowite powodzenie u kobiet, co ochoczo wykorzystywał. Żona zamordowanego, niejaka Diana Gardocka, dostarczyła policji specyficzną listę, na której widnieje spis kochanek jej męża, w ilości ponad pięćdziesięciu kobiet. Powstaje pytanie, kto dopadł znanego biznesmena: zazdrosny mąż czy mafia?
My poznajemy motywy już w prologu, gdyż morderca osobiście relacjonuje nam podejmowane przez siebie działania. Pani Katarzyna Bonda nie trzymała nas tym razem zbyt długo w niepewności, co do osoby sprawcy śmierci Ruiego. Od pierwszych stron wprowadza nas w umysł mordercy i ujawnia krok po kroku realizację jego planu. Wiemy, zatem co nim kierowało, jakie emocje w nim buzowały i jakie motywy kierowały jego działaniami. Poznajemy jego sposób myślenia i postępowania w postaci zwierzeń, opisanych przez niego tak jakby pisał notatki ze swoich wyczynów. Ten wątek wyróżniony został w tekście kursywą i pierwszoosobową narracją. Nie znamy jedynie jego personaliów, ale i ta zagadka wkrótce zostaje rozwiązana.
Autorka stopniowo odsłania nam ten wątek, podsuwając tropy i naprowadzając podejrzenia na konkretną osobę, więc już w połowie fabuły można się domyślić, kim jest zabójca. Jego tożsamość zaczęła się wyłaniać mniej więcej w połowie fabuły, ale mimo tego nie brakowało emocji i nie było odczuwalne znużenie. Wręcz przeciwnie, to jeszcze bardziej intrygowało i do końca trzyma w napięciu, a obserwowanie dochodzenia prowadzonego przez Meyera sprawia niewątpliwą frajdę.
Meyerowi nie jest łatwo zebrać myśli i działać na pełnych obrotach, gdyż właśnie przebywa na zwolnieniu chorobowym. Od jakiegoś czasu męczy go katar i infekcja. Mimo to ponownie jest wciągany w policyjne śledztwo, gdyż wszystko wskazuje na to, że bez niego nie ma ono szans ruszyć do przodu. Jego poszczególne kroki dochodzeniowe i prywatne śledzimy w narracji trzecioososobowej, ale zawsze towarzyszymy profilerowi w każdej sytuacji.
Relacja mordercy i śledztwo prowadzone przez Meyera to dwa główne wątki przeplatające się ze sobą i tworzące bardzo przejrzyście poprowadzoną fabułę. Dzięki temu nie ma wrażenia chaosu. Jak zwykle profiler nie zawsze działa zgodnie z prawem, ale zawsze udaje mu się postawić na swoim. Wydaje się, że nieco się wyciszył, bardziej panuje nad emocjami, mniej pije, ale cały czas popala papierosy. Pojawia się też dawny uczeń Meyera i wszystko wskazuje na to, że uczeń przerósł mistrza.
W trakcie śledztwa wychodzą na jaw tajemnicze powiązania, sekrety rodzinne, a przy tym wyłania się nierozwiązana sprawa zaginięcia pewnego żeglarza. Dzieje się przy tym bardzo dużo, więc nie ma czasu na nudę. Nie ma zbyt długich opisów, analiz, więc akcja ma dosyć dynamiczne tempo.
„Urodzony morderca” to kolejna udana powieść Katarzyny Bondy, która potrafi zaintrygować czytelnika i go zaskoczyć. Sprawia, że pomimo ujawnienia niektórych zdarzeń wcześniej, niż na ostatnich stronach powieści, jeszcze bardziej wzmacnia napięcie, gdyż opowieść mordercy dolewa przysłowiowej oliwy do ognia. Tak długo podtrzymywana seria zawsze rodzi obawy, że kolejny tom może być zbyt naciągany, ale nie w tym przypadku.
Zakończenie - zagadkowe, gdyż nie wszystko zostało wyjaśnione, a do tego pojawia się jeszcze ktoś, kogo Meyer uważa za niebezpiecznego typa, ale tylko my wiemy, kim on jest i jak rozegrały się opisywane finałowe sceny. W ten sposób pani Bonda dała znać, że to jeszcze nie koniec tej historii, więc z pewnością spotkamy się z Hubertem Meyerem po raz dziesiąty.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Muza
2023-04-13Mirosława Dudko Oaza Recenzji