Opinia niepotwierdzona zakupem
Recenzja
„We wrześniu ściany krwawią”
Autor: Carissa Orlando
Wydawnictwo: Akurat
Współpraca reklamowa, barter
"Ściany domu znów krwawiły. Można było się tego spodziewać; wszak nadszedł już wrzesień. Krew nie byłaby taka zła, gdyby co noc nie towarzyszyły jej jęki, które pod koniec miesiąca, jak w zegarku, przechodziły w krzyk."
Czy można pokochać dom, który żyje własnym mrocznym życiem?
Carissa Orlando w swojej powieści „We wrześniu ściany krwawią” pokazuje, że tak i że to uczucie potrafi być bardziej toksyczne niż jakikolwiek duch.
Margaret przez całe życie marzyła o miejscu, które będzie naprawdę jej, o domu z duszą, z historią, z werandą, na której pachnie kawa, a drewno skrzypi jak wspomnienie dzieciństwa. Gdy wraz z mężem wprowadza się do wiktoriańskiej posiadłości, wszystko wydaje się idealne. Ale ten dom nie jest pusty. Ma swoich mieszkańców. I swoje rytuały. Co roku we wrześniu ściany zaczynają krwawić, duchy dawnych mieszkańców domagają się uwagi. Mąż nie wytrzymuje, córka nie ma pojęcia o prawdziwym obliczu rodzinnego gniazda, a Margaret… trwa. Zdeterminowana, żeby utrzymać pozory normalności, nawet jeśli musi rozmawiać z duchem służącej i udawać, że to po prostu kolejny dzień w raju. Bo ten dom, z całym swoim mrokiem, jest jej. Zamiast uciekać, próbuje zrozumieć i zaakceptować to, co się dzieje, a jej upór oraz zdolność adaptacji czynią z niej jedną z ciekawszych postaci współczesnej literatury grozy. Orlando subtelnie rysuje jej psychologiczny portret, odsłaniając skrywaną pod warstwą ironii samotność i tęsknotę za normalnością.
Autorka nie tworzy tu prostego horroru o nawiedzonym domu. Ona pisze o człowieku, który staje się więźniem własnych emocji. Dom to nie tylko scena wydarzeń, to metafora psychiki Margaret: pełna pęknięć, skrywanych sekretów i duchów, których nie da się przepędzić świecą ani modlitwą. Z chirurgiczną precyzją łączy grozę z dramatem psychologicznym, pokazując, że prawdziwy strach nie zawsze czai się za drzwiami piwnicy, czasem mieszka w nas samych.
To symbol małżeństwa, które rozpadło się pod ciężarem przemilczeń, winy i obsesyjnego przywiązania. Mistrzowsko gra z czytelnikiem: chwilami wydaje się, że to czysty horror, by po chwili uderzyć emocjonalną prawdą o samotności i strachu przed utratą kontroli.
To powieść, która nie epatuje krwią, choć ta dosłownie spływa po ścianach. Strach rodzi się tu z ciszy, z codziennych rozmów z duchami, z desperackiej próby utrzymania normalności, gdy rzeczywistość powoli się rozpada. A kiedy przychodzi wrzesień, wszystko, co tłumione, zaczyna wypływać na powierzchnię.
W miarę rozwoju fabuły napięcie rośnie, a każda kolejna strona odsłania kolejne tajemnice domu i jego nadprzyrodzonych mieszkańców. Orlando nie unika brutalności, ale nie epatuje nią bezcelowo, krew, krzyk i śmierć są tu tylko tłem dla czegoś znacznie bardziej niepokojącego: refleksji nad tym, jak daleko można się posunąć, by utrzymać iluzję szczęścia.
Autorka w mistrzowski sposób odświeża klasyczny motyw nawiedzonego domu, zamieniając strach w poruszającą refleksję o akceptacji i współistnieniu z tym, co nieznane. Buduje napięcie subtelnie, niemal podskórnie. Nie znajdziemy tu tanich strachów ani przewidywalnych zwrotów akcji, za to z emocjonalnym ciężarem, który przygniata z każdą stroną coraz mocniej. Zamiast tego, sieć drobnych detali, które z początku wydają się nic nieznaczące, by w finale ułożyć się w obraz tak logiczny, że aż przerażający. To książka, którą czyta się z rosnącym poczuciem, że coś tu nie gra, a jednak nie potrafi się od niej oderwać.
Siłą powieści jest sposób, w jaki autorka manipuluje punktem widzenia. Narracja pierwszoosobowa sprawia, że jesteśmy zamknięci w głowie bohaterki, skazani na jej wersję wydarzeń. Czytając, ma się wrażenie, że dom Margaret to nie tylko miejsce, ale stan umysłu. Że każdy z nas nosi w sobie taki wrzesień – moment, w którym przeszłość wraca, a ściany naszego świata zaczynają pękać.
Na zakończenie dostajemy zwrot akcji, który dosłownie zapiera dech. To zakończenie nie tylko zaskakuje, ale też doskonale domyka wszystkie wątki, pozostawiając czytelnika z uczuciem satysfakcji i lekkiego oszołomienia.
2025-10-16Mirela, Okrzeja