Opinia niepotwierdzona zakupem
Znacie Legendy o Królu Arturze? Pewnie tak, sama kiedyś trochę o nich czytałam i muszę się przyznać, że nie porwały mnie jakoś bardzo. Wolałam za to przygody o Merlinie, jednak magia to jest to, co lubię w książkach i filmach. ” Zrodzeni z legendy” Tracy Deoon to nowa odsłona legend arturiańskich, w których znajdziemy dużo magii, nie tylko tej pochodzącej od Merlina czy Morgany, ale również zagłębimy się w bardziej zgodną z naturą magię zwaną korzeniarstwem. W chwili, w której sięgnęłam po książkę, bałam się, że jest to kolejna książka fantastyczna, która nie zawładnie moim sercem, lecz z każdą przerzucaną stroną, wciągałam się coraz bardziej i coraz bardziej mi się podobał świat wykreowany przez autorkę. Nie skupiamy się tylko na samej magii, ani na romansie, który się znalazł w tej książce, lecz nie zawładnął nią, lecz bardziej spodobały mi się nawiązania do rasizmu, oraz niesprawiedliwego traktowania osób z niższej klasy społecznej, a nawet ocieramy się o tematy mizoginizmu. Nie omija nas również temat żałoby, która próbuje zawładnąć, życiem nastolatki. Nie jest to książka idealna, ponieważ jak bardzo bym nie lubiła głównej bohaterki, tak bardzo cierpię z powodu jej wieku. Szesnastolatka, która wojuje z demonami? Coś mi to przypomina. A wam?
Briana Matthews straciła mamę w wypadku samochodowym, nie może się pogodzić, że ostatnie słowa, jakie do niej powiedziała, były słowami pełnymi złości. Jednak, mimo swojej żałoby, decyduje się wraz z przyjaciółką, zacząć nowe życie na Uniwersytecie, do którego się dostały dzięki programowi dla uzdolnionych uczniów. Już pierwszego dnia szesnastolatka zostaje wrzucona w prawdziwe życie studenckie. Impreza nad urwiskiem kończy się bójką, jednak Bree widzi coś więcej, coś bardzo niepokojącego, unoszącego się nad bijącymi się chłopakami, a nad nimi góruje tajemniczy chłopak, Sel, który wydaje się władać magią. To dopiero początek przygody Bree z magią, która okazuje się bardziej skomplikowana, oraz posiadająca ciekawą historię z przeszłości, sięgającą samego Króla Artura.
Wiek głównych bohaterów ma dla was znaczenie? Tak szczerze, nie zwracałam kiedyś większej uwagi na wiek, lecz ostatnio bardzo przeszkadza mi przypisywanie cech dojrzałych osób, nastolatkom. Wiek nastoletni jest czasem robienia głupot, a nie walki z demonami, ale to moje skromne zdanie i chyba ostatnio za dużo w moim TBR młodzieżówek i czuję się już trochę przytłoczona nastolatkami, jedną mam w końcu w domu.
Co do samej historii to jestem nią zachwycona, świat wykreowany przez autorkę, jest dopracowany i widać, że nie potraktowała tematu legend arturiańskich po macoszemu. Odradzający się rycerze Okrągłego stołu, Merlini władający magią oraz sami Legendarianie, którzy wydają się dość mocno zacofani w swoich poglądach, bo przecież kobieta rycerzem? Jak tak można? A jak kobieta jest ciemnoskóra, to już w ogóle obraza.
Rasizm jest tu dość często wspominany, nie chodzi tylko o wyzywanie czy traktowanie jako osoby gorsze, ale również ukazywanie niezrozumienia do kultury i obyczajów. Bardzo spodobał mi się wątek włosów Bree, ukazanie, jaka to ciężka praca umyć je, albo fakt, że nie lubi, gdy się je dotyka bez pytania.
Briana jest typem bohaterki, który bardzo przypadł mi do gustu, silna i niezależna dziewczyna, która jest inteligentna i potrafi sobie poradzić w najbardziej trudnych sytuacjach. Dodajmy do tego całą gamę postaci queer oraz dwóch bardzo przystojnych młodych mężczyzn, tak bardzo różnych od siebie, a równie mocno przyciągający oko nie jednej damy. Jeden z nich, Nick, złoty chłopiec, dżentelmen w pełnej krasie, drugi za to wiecznie ze skwaszoną miną Selwyn, mroczny, tajemniczy i wiecznie zły. Którego wybieracie?
Podsumowując, podobało mi się, a zakończenie gwarantuje wam wielki wytrzeszcz oczu, dosłownie nie szło odłożyć książki, nie mając wielkich oczu, wychodzących z orbit, świetnie zakończenie, które powoduje palpitacje serca i ogromną potrzebę posiadania kolejnego tomu. Za egzemplarz do recenzji, w ramach współpracy barterowej, bardzo dziękuję wydawnictwu You and Ya.